Bratysława i Wiedeń w weekend [video]

Kurczę, minął już ponad miesiąc od mojego ostatniego wpisu! Ale mam coś na usprawiedliwienie – od niedawna w końcu możecie mówić do mnie pan magister (gdyby ktoś chciał przeczytać moje wypociny o geoturystycznych atrakcjach w filmach – służę pomocą). Jednak nie o tym będzie dzisiejszy post!

Bratysława. To temat wpisu. Porównywana przez niektórych do Lublina. Hm, no jeżdzą tam trolejbusy i to chyba tyle wspólnych cech. Stolica naszego południowego sąsiada może i nie zachwyca mnogością zabytków czy atrakcji, ale każdy znajdzie coś dla siebie, przynajmniej na weekend!

Stolicę Słowacji wybraliśmy nieprzypadkowo. Po pierwsze, jest stosunkowo blisko z Krakowa (ok. 450 km, 4,5h). Po drugie to tam mieszkają Lenka i Nikola – świetne dziewczyny, które razem z nami były SPA-attendentkami w Sun Valley, Idaho, USA podczas programu work&travel (btw. dzięki temu wyjazdowi powstał blog, a także jego nazwa). Po trzecie, jest na trasie do Wiednia! Po czwarte wreszcie, nikt z naszej czwórki nie zwiedział tego miasta. Naszej czwórki, bo na wyjazd zgadałem się ze znajomymi ze studiów –  Klaudią, Mateuszem oraz Kubą!

Wyjechaliśmy wygodnym audi z samego rana. To był 30 września – Dzień Chłopaka, o czym przypomniała nam Klaudia słodkimi prezentami. Szybko przejechaliśmy polsko-słowacką granicę. Na pierwszej stacji zakupiliśmy winietę na autostrady. Koszt to 10 euro. Wybraliśmy trasę najbardziej południową z proponowanych przez Google Maps. Zahaczyliśmy więc o Zwoleń (Zvolen), o którym co nieco słyszeliśmy podczas wykładów. Decyzję o zwiedzaniu zamku i zjeździe z autostrady do centrum tego dość nowoczesnego, przemysłowego miasta podjęliśmy pochopnie. Nieplanowany spacer po Słowackiej Galerii Narodowej mieszczącej się w zamku był lekko rozczarowujący. My, mających ze sztuką gotycką powierzchowne stosunki – poczuliśmy powiew nudy. Tutaj też mieliśmy powody do wstydu. Polaczki-cebulaczki. Podczas zakupu biletów (1 euro bilet studencki) Kuba zasugerował by na razie nie płacić dodatkowo za robienie zdjęć, a jak coś nam się spodoba, to wtedy pomyślimy co zrobić. Mówił po polsku. Ahoj! Pamiętajcie ze język słowacki jest bardzo zbliżony do polskiego. Nasze znajome ze Słowacji bez problemu rozumieją gdy mówimy w naszym języku. Trochę nietakt za kilka euro. Po takim incydencie na samo wejście – schowałem głęboko aparat do plecaka! Ze wzgórza Zwoleńskiego Zamku rozpościera się widok na jeden z największych słowackich Rynków – Plac SNP (Słowackiego Powstania Narodowego). Jeżeli zajeżdżamy już do Zwolenia – to właśnie tutaj warto poświęcić chwilę.

/ każde zdjęcie powiększysz poprzez kliknięcie w nie /

Po niespełnionych w Zwoleniu oczekiwaniach ruszyliśmy prosto do Bratysławy i wynajętego tam apartamentu. Mieszkanie znaleźliśmy standardowo – przez portal Airbnb (o tym jak to się robi i o ZNIŻCE/DARMOWYCH 85ZŁ na pierwszą rejestrację pisałem tutaj – dodam, że jeżeli planujesz nawet w dalszej przyszłości skorzystać z portalu – lepiej zarejestruj się przez podany we wpisie link już teraz, bo wysokość zniżki zmienia się, i obecnie jest jedną z najwyższych!). Trafiliśmy bez problemu. Mieszkanie dużo większe niż na zdjęciach, czyste, przygotowane, a właściciel czekał na miejscu. Jedynym minusem było powolne połączenie internetowe. Okazało się, że Lenka mieszka na tej samej ulicy, kilka bloków dalej od naszego apartamentu. Dosłownie 3 minuty drogi! Taka niespodzianka.

bratyslawawieden-6

Pierwszego dnia spotkaliśmy się ze Słowaczkami. Lenka i Nikola zabrały nas na lokalne piwo do hipsterskiego miejsca, gdzie ponadto można wypić płynny chleb, świetną kawę z różnych zakątków świata czy skosztować ekologicznych ciast oraz domowej roboty słonych przekąsek, a także poczytać książki z bogato wyposażonej biblioteczki – Urban House (Laurinská 213/14, Bratislava) – leżące także na trasie miejskiego Piwnego Szlaku Turystycznego Bratysławy, dodam od siebie jest to miejsce MUST BE w Bratysławie! Po takim początku, dziewczyny obiecały coś na ząb! Poszliśmy kilka kroków dalej na prze-, prze-, przemega kanapki na ciepło z kozim serem (+ belgijskie frytki) do Orbis Street Food (Laurinska 7, Bratysława)! Takie sandwiche z regionalnym serem to MUST EAT w Bratysławie! Myślę, że Kornelia popłakałaby się ze szczęścia!

Obejrzeliśmy też Bratysławę nocą. Ta w takim wydaniu prezentuje się po prostu ekstra! Wystarczyło 15 minut spaceru z centrum miasta, by wejść na widoczny z daleka, oświetlony, śnieżnobiały  Zamek Bratysławski (Bratislavský hrad), symbol stolicy. Jego położenie na 85-metrowym wzgórzu nad rzeką Dunaj potęgowało nasze miłe odczucia. Panorama rozpościerająca się z placu przed zamkiem – nieoceniona. Przy dobrej widoczności ponoć widać słowackich sąsiadów – Austrię i Węgry. Pogoda sprzyjała nam wyjątkowo, dlatego rozkoszowaliśmy się wolną chwilą na punkcie widokowym. Letni, ciepły wiatr oraz gwarna atmosfera miejsca przypominała mi wieczory na portugalskich miradouro (punktach widokowych). Polecam także spacer deptakiem/placem Hviezdoslavovo námestie z pomnikiem pisarza, odchodzącym od Słowackiego Teatru Narodowego (Slovenské národné divadlo, przypominającym Teatr im. Słowackiego w Krakowie), gdzie zjecie najlepsze lody w mieście (poznacie miejscówkę po kolejce)Do apartamentu wróciliśmy tramwajem. Bilet studencki w Bratysławie to koszt 45 centów(!). Zasnęliśmy przy spokojnych dźwiękach słowackich folkowych piosenek puszczanych ze starych winyli z retro-gramofonu!

Dzień drugi – Wiedeń! Pojechaliśmy autem, trochę z wygody (to tylko 70 km), trochę z niewiedzy, że łatwo i tanio można pokonać trasę Bratysława-Wiedeń pociągiem. Studencki bilet w dwie strony kosztuje 17 euro, a w tym mamy dzienny bilet na komunikację miejską w Wiedniu o wartości 7 euro! O takiej biletowej okazji powiedziała Lenka ciut za późno, już w Austrii, kiedy kupowaliśmy kolejną podczas tego wyjazdu winietę (tym razem za 8,80 euro). Wiedeń straszy kierowców brakiem miejsc parkingowych, drogimi biletami za parkingi itp. Całkiem niesłusznie! Zaparkowaliśmy (koszt 3,5 euro za 24h) bez problemów w przygotowanym Park&Ride Edberg, tuż przy stacji metra Edberg, skąd mogliśmy dojechać wszędzie komunikacją wiedeńską!

I tak najpierw wybraliśmy najpopularniejsze turystycznie miejsce – Stephansplatz, przy którym stoi katedra św. Szczepana (często błędnie nazywana jako św. Stefana) – duma i symbol kolejnej już europejskiej stolicy! Oprócz wnętrza (dostępna do darmowego zwiedzania jest lewa nawa kościoła) warto zwrócić uwagę na niezwykły dach katedry, pokryty glazurowymi płytkami (uwaga! w dziesięciu kolorach!), przedstawiający symbol chrześcijaństwa i Habsburgów – orła dwugłowego, złote jabłko (symbol Ziemii) oraz hiszpański krzyż. Ponadto, wizerunek katedry umieszczony jest na austriackiej monecie 10 centowej. Ah i warto wiedzieć, że to właśnie tutaj Mozart brał ślub, i tu zresztą po latach także odbywał się jego pogrzeb. Obok katedry znajdziemy szereg dorożek, czekających na turystów, które jednak wyglądem do pięt nie dorastają tym naszym, krakowskim! 

Od Stephenplatz odchodzi kilka uliczek. Jeżeli nie chcemy wydać ostatnich, oszczędzonych euro na ubrania, zegarki i inne dodatki – musimy być ostrożnym, bowiem te uliczki wypełnione są markowymi sklepami i butikami, których witryny zachęcają by wstąpić i wydać pieniądze! Wszystko to w przepięknych kamienicach, wyższych i w wydaje się lepszym stanie niż krakowskie.

bratyslawawieden-41

Pamiętacie Conchitę Wurst? No jasne, kto by jej nie pamiętał! Po zwycięskim wykonaniu „Rise Like a Phoenix” podczas Eurowizji 2014 w Kopenhadze, kolejny konkurs organizowany był właśnie w Wiedniu. Ponieważ Conchita silnie działa na rzecz środowisk LGBT, specjalnie na Eurowizję przygotowano „gay-friendly” światła przy przejściach dla pieszych, które do dziś pokazują otwartość Austrii. Z drugiej strony, na takie oryginalne światła zwraca się uwagę, co wpływa pozytywnie na bezpieczeństwo – komentują władze Wiednia. Natrafiliśmy na takie przy  budynku parlamentu, wybudowanego w stylu naśladującym sztukę starożytnej Grecji i przed którym stoi fontanna Pallas Ateny.

Bezpośrednio obok parlamentu znajduje się park Rathauspark z monumentalnym, neogotyckim budynkiem miejskiego Ratusza. Co ciekawe sam park zimą zamienia się w ogromne lodowisko! Muszę więc wrócić do Wiednia, by to zobaczyć!

Z Rathous pojechaliśmy metrem pod królestwo cesarzowej Sisi – pałac Schönbrunn! Byłem tutaj już drugi raz, i znów tłumy turystów. Marketingowcy zrobili dobrą robotę, bo historycy twierdzą, że sama Sisi nie przepadała za tą letnią rezydencją i chętniej wybierała węgierskie Gödöllő. Pałacu wewnątrz nie zwiedzaliśmy. Szacuję, że na zobaczenie 45 z 1441 komnat udostępnionych turystom potrzeba przynajmniej cały dzień, a na cały Wiedeń mieliśmy właśnie tyle czasu. Weszliśmy więc na wzgórze, gdzie na puszystej trawie odpoczęliśmy, pojedliśmy i nawet próbowaliśmy zasnąć! Gdyby nie taki relaks z widokiem na piękne ogrody Schönbrunn i miasto – nie mielibyśmy siły na dalsze zwiedzanie! A kilka atrakcji wciąż przed nami…

Bajkowy dom Hudertwasserhaus to miejsce nie do pominięcia w Wiedniu. Budynek zaprojektowany za darmo przez artystę (nie architekta, choć z jego pomocą)  Hunderwassera do dziś przyciąga tłumy zachwycające się pofalowanymi, kolorowymi elementami fasady budynku.

Przed nami ostatni już, niestety, punkt sobotniego zwiedzania – Belweder! Oczywiście, że znamy tę nazwę, choć niektórzy prędzej kojarzą ją z luksusową, polską wódką. Ja będę jednak pisał o odwiedzonym przez nas barokowy pałacu księcia Sabaudzkiego, Belweder w Wiedniu, w którym znajduje się najważniejsze osiągnięcie „złotego” okresu twórczości Gustava Klimta – obraz „Pocałunek”. Wrażenie robią także rozległe ogrody i zamontowane w nich instalacje artystyczne.

W Wiedniu można by pojechać jeszcze na Prater – udostępniony już 250 lat temu park, który obecnie słynie z wesołego miasteczka… nam jednak nie starczyłoby dnia. Zdecydowanie uważam, że lista „must see Wiedeń” została zrealizowana. Zmęczeni intensywnym dniem, wróciliśmy do Bratysławy.

Dzień Trzeci – Bratysława za dnia! Zaczęliśmy od niebieskiego kościółka św. Elżbiety (Kostol svätej Alžbety). Jak dla mnie – ewenement. Nie widziałem wcześniej czegoś takiego. Pieszo przeszliśmy, m.in przez najkrótszą ulicę na Słowacji (Kostolná ulica) – do ścisłego centrum, gdzie w ZeppelinCafe zjedliśmy przepyszne ciasta własnej roboty, a potem obiad w hitowym miejscu! Kolejne MUST BE i MUST EAT Bratysławy. Uwaga, tutaj podam informację – Gdzie smacznie, tanio i dobrze zjeść w Bratysławie?! Bratislava Flag Ship Restaurant to miejsce po starym teatrze ,przebudowane na potrzeby restauracji/browaru. Kurtyny dalej wiszą, balkony dalej zapraszają i ponoć od czasu do czasu organizowane są tam jakieś przedstawienia, eventy. Ale nie tylko wnętrze przyciąga. Jedzenie jest typowo słowackie (a więc trochę podobne do polskiego). Warto zamówić „Slovenska misa pre 2 osoby” (drewniany półmisek z trzema tradycyjnymi daniami) lub danie na słodko, przypominające polskie kopytka podawane z orzechami (nie zapisałem nazwy, ale jest zaznaczone w menu jako nowość), a także piwo (!), chyba najlepsze na Słowacji, produkowane właśnie w tym miejscu.

Na koniec już szybkie zakupy do Polski – pudło opakowań ze słodyczami – Lentilky, Studenckie czekolady, piwa Złote Bażanty i słowackie wina (o tym nie wspominałem, ale warto wiedzieć, że na Słowacji uprawia się ponad 20 tys. hektarów winorośli, działa prawie 400 zarejestrowanych winnic w 6 regionach winiarskich, można też podróżować Małokarpackim Szlakiem Winnym). Szczęśliwi wróciliśmy do Krakowa przy dźwiękach piosenek Megitza Trio – „Sytuacja” czy Meli Koteluk – Tragikomedia. 

Z wyjazdu Słowacja-Austria: Bratysława i Wiedeń w weekend powstał filmik. Dajcie znać co u Was i jak Wy widzicie te miasta – także poprzez mój wpis.

Destination Wedding Photographer Austria Vienna and Bratislava Slovakia http://www.karolnycz.com

9 Komentarzy Dodaj własny

  1. Klawell pisze:

    Oby więcej takich wyjazdów !!! Dzięki 😘

    Polubienie

    1. Karol pisze:

      pewnie!

      Polubienie

  2. mam pisze:

    Ale super.Az sie chce z domu ruszyc na taka wyprawe.Zazdroszcze.Mam nadzieje ,ze zalapie sie na degustacje piwka lub czekolady studentckiej 🙂

    Polubienie

    1. Karol pisze:

      studenckie już zjedzone. wpadaj do Krakowa na lentilky!

      Polubienie

  3. blotowlosa pisze:

    O jak miło, że ktoś zagląda czasem do naszej bratysławskiej wioszki 🙂 dobrze ujęte, zabytki tu nie powalają, ale zjeść dobrze się da (i wypić), polecam odwiedzić w okresie Bożonarodzeniowego jarmarku (Vianocne trhy), wtedy to tu żyje 😉

    Polubienie

    1. Karol pisze:

      o! dobry pomysł! 🙂

      Polubienie

  4. Ewa pisze:

    Super relacja z super wyjazdu! Przeczytałam calutki, bo sama ostatnio byłam 2 dni w Wiedniu z koleżankami a do Bratysławy planuję się wybrać już dłuższy czas, choć jest tak niedaleko (jestem spod Rzeszowa). Zainspirowałeś mnie, żeby zaplanować jak najszybciej trip do Bratysławy! Czekam na inne relacje! Uwielbiam Twojego bloga 😉
    um grande beijo! 😉
    Ewa

    Polubione przez 1 osoba

    1. Karol pisze:

      Dziękuję Ewa, to miłe! 🙂

      Polubienie

  5. Ja się za dwa tygodnie wybieram do Wiednia i Bratysławy. Dzieki za cenne porady i informacje! 🙂 Pozdrawiam

    Polubienie

Dodaj komentarz